Zawody obedience w Szwecji

Decyzja o starcie w zawodach obedience podczas Tollarspecialen w Szwecji zapadła od razu po decyzji o wyjeździe. Początkowo za sprawę oczywistą uznałam fakt, że wystartuję, podobnie jak u nas, w klasie 1. Szybko sprowadzono mnie jednak na ziemię – jak się okazało, szwedzki regulamin obedience odbiega nieco od zasad obowiązujących w FCI. Poza wstąpieniem do Szwedzkiego Klubu Tollera i zgłoszeniem się na Tollarspecialen, pozostało mi więc rozpoznanie nowego regulaminu w części obejmującej podstawową klasę w szwedzkim obi – ichnią klasę I. Dzięki mailom wymienionym z Heleną ze szwedzkiej hodowli Agildes oraz filmikom na YT, udało mi się rozpracować obowiązujące reguły i kolejne ćwiczenia. Jak się okazało, szwedzka klasa I to po trochu nasza „zerówka”, po trochu „jedynka”. Wszystko mieliśmy w zasadzie opanowane. Do zrobienia pozostało jedynie waruj w marszu, a w chodzeniu przy nodze zatrzymania po zwrotach w lewo, prawo i w tył.

W dniu imprezy byłam pod sporym wrażeniem organizacji zawodów. Było to pierwsze tak duże wydarzenie, w którym brałam udział. Dużo ludzi, ponad 70 zgłoszonych tollerów (i to tylko do obi!!!) i publika rozbita z namiotami tuż przy taśmie jednego z boków ringu. Starty odbywały się jednocześnie na trzech ringach i przebiegały zgodnie z harmonogramem. O ustalonej godzinie następowało losowanie numerów startowych, następnie krótka odprawa i po 10 minutach pierwsze starty. Co ciekawe, nie było możliwości treningu na terenie zawodów, nie było ringu przygotowawczego. Każdy czekał z psem na swoją kolej i wchodził jeden po drugim. Po dziesięciu zawodnikach następowała krótka przerwa, po której przebiegi były punktualnie wznawiane. Organizacyjnie naprawdę sprawnie i sympatycznie. Szwedzi niesamowicie pomocni, bardzo dobrze mówiący po angielsku. Jedyne mankamenty, które mogłabym wytknąć to brak numerów startowych do nałożenia lub naklejenia na koszulki zawodników, przez co trzeba było uważnie pilnować swojej kolejności, oraz brak listy startowej (a później listy z wynikami) wywieszonej w jakimś ogólnodostępnym miejscu. Minusy te nie były jednak dla mnie w żadnej mierze uciążliwe, przez co całość wspominam niezwykle pozytywnie.

TANDVISNING
Przebieg zaczęliśmy od ćwiczenia z socjalizacji, podczas którego sędzia mógł zajrzeć psu w zęby oraz go wygłaskać. Ćwiczenie to, zaniedbane tuż po zaliczeniu naszej „zerówki”, przypominaliśmy w ostatnim czasie w każdym możliwym momencie, przez co Weezy bardzo ładnie wysiedział i zniósł dotyki „obcego”. 10/10 punktów.

LINFÖRIGHET
Chodzenie przy nodze podobne do naszego „jedynkowego” z tą różnicą, że na smyczy oraz z zatrzymaniami po zwrotach w lewo, prawo i w tył. W mojej ocenie poszło całkiem dobrze, poza jednym rozproszeniem, które poskutkowało brzydkim zwrotem w tył i bardzo ślamazarnym siadem na koniec. 9/10 punktów.

LÄGGANDE
Uczone, ćwiczone bardzo mocno, przypomniane jeszcze tuż przed wejściem na ring. Wyszło bardzo ładnie – 10/10 punktów.

INKALLANDE
Przywołanie zaczyna się od pozostawienia psa w pozycji „siad” i odejścia na 15 metrów. Po przywołaniu pies powinien znaleźć się przy nodze przewodnika. W przypadku Weezy’ego „znaleźć się” oznacza równie dobrze: „wbić się w nogi”, co wielką lubością uczynił prawie mnie przewracając. Aż dziw, że 9/10 punktów.

STÄLLANDE
Stój w marszu niestety nie wyszło. Wcześniej, podczas treningów odbywanych jeszcze w Polsce, zauważyłam pewną prawidłowość. Gdy po waruj w marszu, wykonujemy stój w marszu, oba ćwiczenia wychodzą bardzo dobrze. Jednak po pierwszym stój w marszu, wszystkie kolejne próby waruj w marszu kończyły się kolejnym „stój” bądź siadem. Mając te doświadczenia w pamięci, postanowiłam nie przypominać psu „hopstója” w dniu startu w obawie, że nie zrobi „waruj”. Perfekcyjny plan jednak nie zadziałał i zamiast pięknego „stój” otrzymałam kolejne „waruj”. Na filmiku widzę jednak pewne zaczątki stój i domyślam się, że pies się nieco pogubił. Gdy analizowałam tuż po starcie, co poszło źle, doszłam do wniosku, że częściową winę ponoszę ja. Wydaje mi się, że inaczej niż zwykle zabrzmiała moja komenda (inaczej ją zaakcentowałam), a to myślę, że u Weezy’ego ma duże znaczenie. Trudno, nie był to dzień „hopstója”, o czym przekonałam się parę minut po starcie, próbując powtórki poza ringiem. 0 punktów.

APPORTERING
Wydawać by się mogło, że szwedzki aport w tej klasie będzie o niebo łatwiejszy niż nasz „zerówkowy”. Być może dla wielu psów tak, jednak nie dla egzemplarza takiego, jak Weezy – naczelnego podgryzacza. W ćwiczeniu tym pies ma na komendę podjąć aport z ręki przewodnika, trzymać go przez klika sekund, a następnie na kolejną komendę oddać. Ćwiczyliśmy trzymanie aportu bardzo mocno, aby wyeliminować psychopatyczne podgryzanie. Tym razem się udało – Rudy nie mielił, nie podgryzał, na komendę chwycił i elegancko puścił. Przydała się też nauczka ze Szczecina, aby aportowanie ćwiczyć na różnych koziołkach – zarówno nowego, jak i starego typu.

HOPP över hinder
Identyczne, jak w naszej jedynce. 8,5/10 punktów za podwójną komendę i brak koncentracji.

PLATSLIGGANDE
Zostawanie w grupie podobne było do naszego. Różnicę stanowiło to, że wszyscy przewodnicy na raz wydają komendę „waruj”, jednocześnie odchodzą od psów na 10 metrów i stojąc twarzą do psa czekają 2 minuty na powrót. Po powrocie, jednoczesne „siad” i przypięcie psów na smycz. Nic dodać, nic ująć – 10/10 punktów.

HELHETSINTRYCK – czyli wrażenie ogólne – 9/10 punktów z odciętym punktem za rozkojarzenie Rudego.

Z przebiegu jestem zadowolona. Po raz kolejny przekonałam się, że naprawdę warto pracować nad rozproszeniami i robić „competition trening”. Mimo rozproszenia Weezy’ego, dumna jestem z psa. Cieszę się, że wytrzymał ludzi i psy siedzących tuż za taśmą jednego z boku ringu. Doceniam, że mimo upału pracował do końca, co dało nam piękną ocenę doskonałą i lokatę 3 na 19 startujących tollerów! 🙂

Wraz z zaliczeniem szwedzkiej klasy I, uzyskaliśmy możliwość startu w klasie II, czyli naszej udziwnionej jedynce. Za rok Tollarspecialen odbędzie się 600 kilometrów bardziej na północ Szwecji, ale kto wie, kto wie – może uda nam się dotrzeć i tam?

Post a Comment