Tollarspecialen 2014

Gdy dziś myślę o naszym wyjeździe do Szwecji, dochodzę do wniosku, że było to przeznaczenie. Długi, 2-tygodniowy urlop, rozpoczynający się w czwartek po pracy, zaplanowałam już w styczniu. Ze względu na szczeniaka nie zaplanowaliśmy też żadnych poważnych wyjazdów wakacyjnych, mimo że marzył nam się wypad w góry. Nie pamiętam już nawet, jak zaczęła się rozmowa o Tollarspecialen. Wiem tylko, że nic z tego, co przeżyliśmy, nie wydarzyłoby się, gdyby nie ów dziwny splot pozytywnych okoliczności oraz osoby Gosi i Michała z hodowli Dancing with Fire. Gdyby nie oni, wyjazd na pewno nie doszedłby do skutku. Gosia i Michał znaleźli nocleg, przesłali nam instrukcję, jak zapisać się do Szwedzkiego Klubu Tollera i zgłosić na zawody, w końcu podali kontakty do osób, z którymi mailowaliśmy w sprawie wszystkich szczegółów, wpłat, opłat, regulaminów obedience itd.

Nova Scotia Duck Tolling Retriever, czyli Tollery w Szwecji

Wyjazd rozpoczęliśmy w czwartek. Zaraz po pracy wyruszyliśmy do Świnoujścia na prom do Ystad. Rejs zaczynał się o 22.30, więc mieliśmy odpowiednio dużo czasu na dojazd, zatankowanie samochodu, spacer z psami i zameldowanie się na pokładzie. Noc minęła szybko i nad ranem, tylko odrobinę wyspani, wylądowaliśmy w Szwecji. Szybkie odsikanie Rudych i ruszyliśmy na Tollarspecialen. Pierwszym przystankiem były próby pracy myśliwskiej, a więc to, co w tollerach najbardziej nas fascynuje. Pełno ludzi, jeszcze więcej tollerów i możliwość obserwacji czegoś, o czym w naszym kraju możemy póki co jedynie pomarzyć – tollery w pracy, do której zostały stworzone, noszące dummiki, kaczki i całkiem spore gęsi. Na workingtestach i tollinghuntingtestach minęło nam całe przedpołudnie. Po południu wyruszyliśmy oglądać zmagania Michała z Trin i Fajerkiem w agility. Bardzo fajnie było oglądać biegające tollery oraz ich przewodników. Z mojego (bardzo laickiego jeśli chodzi o agility) punktu widzenia super było widzieć zarówno psy i przewodników biegnących bardzo szybko i profesjonalnie, jak również tych, którzy biegają ze swoim tollerem ot tak, dla własnej przyjemności, bez jakiegokolwiek parcia na wyniki.

Tollery w obedience

Sobota w całości upłynęła nam na zawodach obedience. Najpierw z dużym zainteresowaniem obserwowałam zmagania zawodników ze szwedzkiej klasy II i III. Później przyszedł czas na mój start i obserwowanie kątem oka najwyższej klasy – elit. Szczegółową relację z zawodów zdałam w poprzednim poście, nie ma sensu więc się tu powtarzać. Dość powiedzieć, że tyle psów (i to tollerów) startujących w zawodach obi, jeszcze w życiu nie widziałam! Z tego wszystkiego nie daliśmy rady pojechać w sobotę na tollinghuntingtest, ale cóż – nie sposób być w dwóch miejscach na raz.

Tollery na wystawie

Niedziela to czas wystawy. Pięć, a może i więcej, ringów, w każdym duża liczba psów. Gosia i Michał dwoili się i troili, żeby nie przegapić kolejności wystawienia Trin, Dancera i Fajerka. Biegając między ringami, starali się jednocześnie obserwować inne tollery i notować wyniki. Nie było łatwo, zwłaszcza, że upał dawał się mocno we znaki, burza krążyła w kółko i nie ominęła nas ulewa. Było naprawdę wyśmienicie. W oczach rudo, ale nie monotonnie. Obserwować mogliśmy wiele różnych typów tollerów – różnych pod względem ilości futra, wzrostu i budowy. Ogromna różnorodność.

Tollarspecialen minęło niesamowicie szybko. Te trzy dni wystarczyły jednak, aby całkowicie odpłynąć, zapomnieć o codzienności i znaleźć się wśród ludzi dzielących tę samą pasję. Wyjazd utwierdził nas w przekonaniu, że tollery to idealne psy dla nas, a obserwowanie żadnej innej rasy, w tej czy innej pracy, nie sprawia nam tyle przyjemności. Dzięki widzianym pierwszy raz na żywo workingtestom i tollinghuntingtestom, z jeszcze większym zapałem chcielibyśmy spróbować swoich sił również w tym kierunku, nie ma bowiem nic piękniejszego niż widok tollera w swoim żywiole.

I tak powróciliśmy, bardzo zadowoleni. Weezy – trzecie miejsce w szwedzkiej klasie I obedience, Fire – trzecie miejsce w agility. Z żalem rozstaliśmy się ze Szwecją. Czuliśmy się tam, jak u siebie – jakbyśmy znaleźli swój kawałek nieba na ziemskim padole. Szwecja – w tym małym skrawku, który udało nam się zobaczyć – podobała nam się bardzo, a Szwedów uważam za jednych z najsympatyczniejszych ludzi na świecie. Jestem pod dużym wrażeniem organizacji całej imprezy. Ogromnej sprawności organizacyjnej, bardzo pozytywnej energii całego wydarzenia, sympatii organizatorów, którzy na każde nasze zapytanie chętnie odpowiadali i pomagali. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się przyjechać jeszcze raz na Tollarspecialen, może nawet w przyszłym roku? W głowie mam również klubówki w innych krajach Europy, a marzeniem nieco bardziej odległym – klubówki w Kanadzie. Wierzę, że kiedyś uda nam się to osiągnąć. W końcu, gdyby jeszcze rok temu ktoś powiedział mi, że będziemy na szwedzkim Tollarspecialen, popukałabym się znacząco w głowę. A jednak – marzenia naprawdę się spełniają!

Gorąco polecamy również relację Gosi i Michała z hodowli Dancing with Fire

Post a Comment