Sposób jak pokonać strach psa przed strzałami

Jak pokonać strach psa przed strzałami

Jak pokonać strach psa przed strzałami? To bardzo trudny temat, zwłaszcza, że obawa przed hukiem może być nie tylko o różnym nasileniu, ale i podłożu. Uwarunkowana może być genetycznie, spowodowana złymi doświadczeniami psa lub źle przeprowadzoną socjalizacją z wystrzałem z broni. Również huk hukowi nie równy. Każdy będzie innym doświadczeniem, uzależnionym od od sytuacji, otoczenia, kontekstu, natężenia i częstotliwości wystrzałów.

W tym wpisie chciałabym podzielić się naszym doświadczeniem z pracy z naszym strachliwym psem i strzałem pojawiającym się w bardzo konkretnym kontekście. Strzał – aport, a więc sytuacja, z którą spotykamy się w dummy oraz pracy użytkowej. 

No to do dzieła: jak pokonać strach psa przed strzałami?

Retriever, który boi się wystrzałów

Weezy, bo o tym delikwencie mowa, to specyficzny przedstawiciel rasy Nova Scotia Duck Tolling Retriever. Nie lubi dwóch rzeczy: strzałów oraz (bezsensownego w jego mniemaniu) wchodzenia do wody. Żyć, nie umierać z takim retrieverem…

Strach przed wybuchami pojawił się, po części, na nasze życzenie i jest efektem pokazu sztucznych ogni, które Rudy przeżył w czasach młodości. Po części mankament ten otrzymaliśmy prawdopodobnie również w genach – w pakiecie po ojcu.

Jeszcze do niedawna, każdy wystrzał wywoływał w naszym psie natychmiastowy odruch ucieczki. Podwinięty ogon, uszy położone po sobie, paniczny w tył zwrot i ucieczka od źródła „zła”. Nie działało skarmianie, żadna zabawa nie wchodziła w grę.

Tak właśnie było na naszym pierwszym seminarium dummy. Podczas, gdy inne psy bawiły się lub delektowały smaczkami podczas „ostrzeliwania”, ja i Weezy musieliśmy oddalić się z miejsca ćwiczeń, aby ruda łepetyna mogła ochłonąć i uspokoić się. Tego dnia w naszym psio-ludzkim życiu rozpoczął się etap oswajania strzałów, który trwa i przynosi nieocenione rezultaty.

Po pierwsze: znana sytuacja, znany kontekst

Mając ugruntowane posłuszeństwo i fundamenty w pracy na dummy, mogliśmy przystąpić do pierwszego kroku oswajania z tym, co „straszne”. Weezy wiedział już, że bieganie za dummy jest fajne. Rozumiał, na czym ta zabawa polega i czego od niego oczekujemy. Znał kontekst, a po części i schemat: jest miotacz, miotacz „truka”, miotacz wyrzuca dummy, po dummy się biegnie i je przynosi. I jest fajnie.

Po drugie: kojarzymy strzał z tym, co znane i lubiane

Do znanej sytuacji i znanego kontekstu, mogliśmy wprowadzić nowy element – wystrzał. Dzięki nieocenionej pomocy i pomysłom Grzesia Dudy (LABoratorium), udało nam się skojarzyć Weezy’emu prosty łańcuch zdarzeń: strzał = dummy = aport.

Wprowadzenie tego nowego skojarzenia trwało dość długo. Początkowo za każdym razem korzystaliśmy tylko z ulubionego dummy z futrem, które pojawiało tylko podczas tego konkretnego treningu. Podczas pierwszych prób miotaczem był Krzysiek, a więc osoba, którą pies doskonale zna i w pełni ufa. Wszystko działo się na oczach psa: miotacz bierze dummy, oddala się, wyciąga pistolet hukowy, oddaje strzał i natychmiast rzuca dummy w widoczne miejsce. Myślę, że dawało to psu częściowo poczucie kontroli nad sytuacją lub przynajmniej możliwość obserwowania.

Dodatkowo początkowo zwalniałam psa do aportu natychmiast po jego wyrzuceniu, aby zminimalizować czas na rozmyślanie, co się stało i co to był za huk. Chodziło o proste skojarzenie: strzał – leci dummy – upada – biegnę.

Jeśli było zawahanie, biegłam po aport razem z psem, ciesząc się i zachęcając. Każdy przyniesione dummy było wielce przeze mnie chwalone. Mój pies był najlepszy i najdzielniejszy. Chciałam bardzo, aby o tym wiedział.

Po trzecie: podnoszenie kryteriów

Z czasem zaczęliśmy wydłużać moment wyczekania i wprowadzać podstawową pamięć (memory). Stopniowo wprowadzaliśmy nowych, ale znanych, strzelców i miotaczy, potem obce osoby. Zawsze stosowaliśmy pracę nad jednym kryterium na raz. Jeśli wprowadzany był nowy miotacz/strzelec, ćwiczeniem był tylko prosty marking. Jeśli pomocnik był dobrze znany, utrudnialiśmy jedno z pozostałych kryteriów.

Cierpliwość, czas i ciężka praca

Podziałało. Doszliśmy do momentu, w którym strzał wywoływał ekscytację, a nawet zrywanie. Mogliśmy więc powoli ochładzać emocje, podnosić poprzeczkę o bardziej skomplikowane memory oraz blindy ze strzałami. Aranżowaliśmy również ćwiczenia, w których Weezy nie biegnie po aport, tylko obserwuje psiego towarzysza. Jak to określił Grzegorz: strzał staje się sprzymierzeńcem Weezy’ego.

Pierwszy sprawdzian – zawody retrieverów na dummy

Dobrą okazją do sprawdzenia, na jakim etapie pokonywania „straszydła” byliśmy, były majowe Zawody Retrieverów na Dummy. Jadąc do Garwolina k. Warszawy mieliśmy dwa cele. Pierwszy to ochłodzić mózg Spocka, dla którego strzały to coś super fajnego i ekscytującego (zupełne przeciwieństwo Weezy’ego). Chcieliśmy pokazać Grubemu, że nie każdy strzał oznacza bieg po dummy, że czasem tak bywa, że gdzieś strzelają, gdzieś ktoś nosi dummy, a ty psie siedzisz i się nudzisz. „Nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana”. Drugim celem było sprawdzenie Weezy’ego w akcji, przetestowanie, jak zachowa się na zawodach przy dających tam strzałach.

Zawody w klasie E tradycyjnie składały się z czterech zadań: chodzenie przy nodze, zwolnienie psa do biegu i przywołanie, marking z lądu oraz marking z wody.

Pierwsze dwa ćwiczenia zaliczone. Schody pojawiły się przy kolejnym zadaniu. Marking z lądu zorganizowany został za budynkiem, przez co psy oczekujące na swoją kolej, nie miały możliwości obserwowania poprzedników. To był moment, który pokazał, że mamy problem.

Wcześniej udało nam się przepracować sytuację, w której pada strzał, Weezy czeka, a po aport biegnie inny pies. Taki wariant nie sprawiał kłopotów. Możliwość obserwowania otoczenia, sprawiała, że Weezy kojarzył fakty i wiedział, że to tylko dummy, a nie druga wojna światowa.

Tym razem oczekiwanie na swoją kolej, słuchanie strzałów bez możliwości obserwowania otoczenia były zupełnie innymi warunkami i nową sytuacją. Podchodząc do ćwiczenia z numerem szóstym, widziałam, że mózg psa jest gdzieś daleko (pewnie gdzieś w okolicach samochodu), że nie chce tu być, bo to zło. Pomimo nerwa, który pies ewidentnie załapał, podeszliśmy do ćwiczenia.

Weezy wysiedział strzał i zarządzone przez sędziego pięć sekund wyczekania. Na komendę poleciał po dummy, podjął go i … w tym momencie przypomniał sobie, że „tu biją” i przestraszony uciekł, chowając się za budynek. Być może, gdybym wysłała go od razu po strzale lub zaraz po podjęciu zwołała gwizdkiem do mnie, byłoby inaczej. Gdy oceniam tę sytuację z perspektywy czasu, myślę, że tak właśnie powinnam była zrobić, ignorując sędziego i zasady zawodów. Mądrym jest się jednak zawsze po szkodzie i jak zawsze powtarzam – nic nas nie uczy tak, jak błędy popełnione na zawodach.

Widząc stan umysłu psa, przed kolejnym ćwiczeniem odchodzę z Weezym na większą odległość i podchodzę na ostatnie zadanie tak późno, jak tylko mogę. Przy markingu z wody znów nie ma bowiem możliwości obserwacji psów startujących przed nami. Wolę więc zaoszczędzić mu stresu. Idealnie nie jest. Weezy znów jest poddenerwowany. Wysiaduje strzał, biegnie po dummy i … zatrzymuje się na brzegu rzeczki, biega wzdłuż brzegu, licząc nie wiadomo na co. Dummy odpływa w siną dal. No tak, Weezy nie wchodzi do wody bez powodu. Jak nie urok, to sraczka…

Nic tak nie uczy, jak własne błędy 

Sytuację z zawodów omawiamy z Grzesiem. Zastanawiamy się, jaką strategię przyjąć następnym razem. Kolejną próbę podejmujemy na Working Testach w Księże Młynach sędziowanych przez Stefano Martinoli.

Grzegorz podsuwa pomysł: pokaż mu, że strzelają, a psy aportują. Następnie odejdź w miejsce, gdzie nic nie widać, a słychać strzały. Potem wróć i znów posiedź, oglądając pracę innych psów. Tak też zrobiliśmy i wyszło super. Weezy bez objawów stresu chodził przy nodze i grzecznie siedział, kiedy było trzeba. W tym właśnie kierunku musimy teraz pracować.

Co poza tym? Za nami dwa treningi z Grzesiem Dudą, seminarium z Elką Okoń i warsztaty ze Stefano Martinoli (tym razem w roli obserwatora). Mamy pomysły na treningi i zadania do przepracowania. I chociaż przed nami jeszcze dużo pracy, jestem dobrej myśli. Prędzej, czy później wystartuję z Weezym w Working Testach!

EDIT – aktualizacja 2020

Dziś mamy rok 2020. Za nami starty w Working Testach – nie tylko zaliczone, ale również zakończone miejscami na podium. Weezy zaliczył konkurs pracy retrieverów i jest psem użytkowym, biorącym udział w polowaniach na ptactwo.

Strzał, w sytuacji treningu dummy lub pracy użytkowej, nie stanowi już żadnego problemu. Pies kojarzy go z zapowiedzią czegoś miłego i oczekiwanego. Powiedziałabym nawet: ekscytującego.

Dziś mogę powiedzieć: udało się i było warto. Za nami dużo ciężkiej pracy, ale przede wszystkim większy komfort życia psa i wielka satysfakcja z dobrze wykonanej pracy.

Jak pokonać strach psa przed strzałami?

No więc, jak pokonać strach psa przed strzałami? Nie ma na to jednej odpowiedzi, czy metody uniwersalnej. W tym wpisie podzieliliśmy się z wami sposobem, która zadziałał u nas w pracy na dummy. Być może nasze doświadczenia przydadzą się również i wam.

Pamiętajcie jednak, że każdy pies jest inny, każdy ma inne doświadczenia, dlatego zawsze warto poradzić się sprawdzonego behawiorysty lub instruktora, który pomoże wam w wybraniu optymalnej ścieżki i planu postępowania. Trzymamy kciuki! 

Post a Comment