Relacja z Working Testów (Toller)

Pierwsze Working Testy Spocka

Za nami pierwsze Working Testy Spocka i dwa starty w klasie E. Dwa nowe doświadczenia, które co prawda nie zakończyły się dobrymi wynikami, ale pokazały, jakie są nasze słabe strony i nad czym w pierwszej kolejności musimy popracować.

Po pierwsze: fundamenty

Analizując oba starty dochodzę do wniosku, że podobnie, jak w obedience najważniejsze są fundamenty. Spokój na stanowisku (zadanie wcale nie takie proste dla Tollera), perfekcyjne chodzenie przy nodze, idealnie zrobiony gwizdek, nieotrzepywanie po wyjściu z wody to absolutna podstawa.

Okrutna prawda jest bowiem taka, że można budować ćwiczeniami cuda na kiju, jednak jeśli nie masz podstaw, to choćby nie wiem co twój pies umiał i jakie fajerwerki pokazywał na treningu, na zawodach i tak załapie krągłe, tłuste zero, bo zabrakło któregoś z podstawowych elementów.

Working Testy z Petra Loidl oraz Ton Buijs

Pierwsze Working Testy odbyły się 9 kwietnia 2016 r. pod Warszawą. Sędziowie: Petra Loidl (Austria) oraz Ton Buijs (Holandia).

Ćwiczenia w klasie E były bardzo ciekawe i (moim zdaniem), jak na poziom początkujący, dość wymagające. Pierwsze zadanie to marking, odwrócenie się, przywołanie psa, a następnie wysłanie. Kolejne to memory z odejściem. Następnie marking z podejściem kilku psów w linii. Ostatnie to nagonka.

Co zawiodło?

Niestety, w trzech ćwiczeniach z czterech całkowicie zawiódł spokój na stanowisku oraz oczekiwanie ze spokojną łepetyną na swoją kolej. Spock był nagrzany jak dzik. Podchodząc do pierwszego zadania, był bardzo podekscytowany. Nie mogło się to skończyć inaczej niż zerwaniem. Co miłe, sędziowie pozwalali dokończyć ćwiczenia, mimo zera otrzymanego na samym początku.

Drugie i ostatnie zadanie obyło się bez zrywów, ale zostało wyzerowane z powodu cichutkich, acz słyszalnych pisknięć. Do tej pory słyszę w głowie słowa sędziego: „Ok, that’s a zero but you can continue as a training if you want to”. W efekcie zaliczone zostało jedynie ćwiczenie markingu podczas podchodzenia. Pozostałe spalił brak cierpliwości, a szkoda wielka, bo (już treningowo) zostały zrobione wszystkie. Gdyby tylko psi mózg był bardziej wyluzowany, udałoby się pewnie zdobyć punkty, pomniejszone o dwa mankamenty – otrzepanie i tarzanie po wyjściu z wody oraz jedno podmienienie dummy.

Z każdej porażki należy wyciągnąć wnioski

Te zawody skończyły się porażką na własne życzenie. Spocka zgłosiłem na ostatnią chwilę, po namowach Grzesia, chociaż w moim przekonaniu Spock nie miał (i nie ma nadal) zbudowanej cierpliwości przy strzałach. Tym bardziej, że na zawodach były to drugie strzały w tym roku. Pierwsze były dwa dni wcześniej, wszystkie zerwane.

Po tych zawodach wprowadzony został plan naprawczy. Polegał on na uczeniu psa nic nie robienia, budowaniu cierpliwości i spokoju: przy strzałach, na treningach, zawodach i przy innych pracujących psach. Pracowaliśmy nad tym na ZRnD w Garwolinie, na treningu po tych zawodach, kilku treningach z Grzesiem Dudą i na seminarium ze Stefano, po którym postanowiłem, że wystartuję ze Spockiem w Working Testach w Księżych Młynach. Przy pierwszych piskach starty miały zostać przerwane, a Spock odstawiony do auta. Jak było?Spock - Working TestZdjęcie: Tomasz Matuszewski, Fotorince.pl

Working Testy ze Stefano Martinoli

Drugie Working Testy zaliczyliśmy 5 czerwca 2016 r. w Księże Młynach niedaleko Turku. Sędziował Stefano Martinoli (Włochy), który doskonale przewidział, że z Tollerem nic dobrego na zawodach nie będzie.

Znów zawiódł brak cierpliwości i opanowania. Tym razem obyło się bez pisków, ale za to z perfekcyjnym… zrywaniem.

Błędy inne, a jednak podobne

Pierwsze ćwiczenie to pamięć i półślepy, ćwiczone przez nas nie raz, dokładnie w takim układzie. Cóż z tego, skoro emocje wzięły górę i przy próbie zwrotu w tył na odejście, Spock wypalił po dummy pełnym pędem. „Ok, we’ve lost a duck toller” – powiedział sędzia i na tym się skończyło.

Drugie zadanie było nieco bardziej skomplikowane. Marking na podejściu, zwrot w tył, zostawienie psa i powrót do miejsca startu. Strzał i upadek dummy. Przywołanie psa i wysłanie kolejno po oba dummy. Ćwiczenie wytrzymane, zaliczone.

Wydawać by się mogło, że pies nieco zmęczony ogarnie mózgownicę przy kolejnym zadaniu. Nic bardziej mylnego. Znów zerwanie zaraz po upadnięciu dummy i kolejne zero. W tym momencie wiadomym było, że dwa markingi nad wodą nie zakończą się sukcesem. To ćwiczenie wyzerowałem sam, jeszcze przed jego rozpoczęciem.

Poprosiłem Stefano o możliwość trzymania psa na krótkiej smyczy, który miał zapobiec zerwaniu i umożliwić wysłanie psa w chwili, gdy się uspokoi. W teorii. Spock zerwał tak widowiskowo, że prawie straciłem kciuka. Zero, oczywiście.

No i ostatnie zadanie – marking z lądu. Tym razem zaliczony, chociaż duża strata punktów za kiepski handling. No cóż, kolejny kubeł zimnej wody na głowę i nagroda dla największego pechowca zawodów.

Znów wyciągamy wnioski

Wnioski? Fundamenty, fundamenty i jeszcze raz fundamenty, zwłaszcza jeśli masz Tollera, a nie laba z linii pracującej.

Wnioski na przyszłość, na kolejnego rudego? Mniej markingów, więcej memorków. Nie spiesz się z wysłaniem psa, policz do 10 przed wysłaniem, czy zwrotem w tył. Wydłużaj wyczekiwanie. Zacznij od odkładania dummy samemu, nie spiesz się z wyrzutami. Zapomnij o ciepaniu zabawek do wody. ZAPOMNIJ! NA ZAWSZE!

Co mogę powiedzieć po spotkaniu różnych sędziów, trenerów, zawodników z doświadczeniami z gundogami, ale bez doświadczeń z Tollerami? Słuchać ich rad, podpatrywać metody, śledzić patenty i…robić po swojemu. Coraz bardziej zgadzam się z tym, o czym mówił Ton i co powtórzył Stefano, że WT nie są zawodami dla Tollerów. Inna charakterystyka pracy, inne wymagania wobec rasy – warto o tym pamiętać.

Tollery mają wbudowany model zabawowy, tak przydatny przy tolling hunting testach, ale będące przekleństwem przy zadaniach wymagających cierpliwości, odłożonych aportów, pracy wśród innych psów. Tego nigdy się od Tollerów nie wymagało, stąd takie a nie inne wyniki na zawodach typu IWT. Ale czy to ma mnie zniechęcić? Wiemy, gdzie popełniliśmy błędy zarówno z jednym jak i z drugim psem, wiemy co poprawić, mamy pomysły jak z tym walczyć.

Co teraz? Wracamy do fundamentów, walczymy z ekscytacją, schładzamy głowę, uczymy się nudzić. Tylko spokój może nas uratować. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Weezy i Spock wymagają zupełnie innego podejścia, a co za tym idzie – osobnych treningów. To trudne logistycznie, zwłaszcza, jeśli się nie ma lasu, czy łąki pod nosem i na trening trzeba wybyć gdzieś samochodem. Nie poddajemy się, działamy! Kolejne WT już w październiku, tym razem w okolicach Krakowa.

Comments: 2

  • Hania

    11 sierpnia, 2016

    A nam w Warszawie nie pozwolili dokończyć wyzerowanego ćwiczenia 🙁

Post a Comment