Warsztaty dummy

Za nami pierwsze doświadczenia z dummy przez duże „D”. Temat pracy retrieverów w warunkach zbliżonych do pracy myśliwskiej interesował nas już od dłuższego czasu. Poza oglądaniem filmików w Internecie i własnymi, całkowicie amatorskimi, próbami rzucania dummików na łące, z tego typu aktywnością nie mieliśmy żadnych doświadczeń. Widzieliśmy jedynie, że taka praca sprawia naszemu Rudemu dużo radości, a po obejrzeniu na żywo Working Testów i Tollinghuntingtestów w Szwecji, poczuliśmy, że możemy wsiąknąć w to na dobre. Z niecierpliwością czekaliśmy na, organizowane przez Anię, seminarium z Grzegorzem Dudą. Spragnieni wiedzy, jak się „do tego” prawidłowo zabrać, wyruszyliśmy w ostatni sierpniowy weekend w kujawsko-pomorskie, by tam odkryć nową pasję naszych psów.

Grzegorz i pomagająca mu Irena pokazali nam całkowicie nowy świat, świat Working Testów. Po piątkowym wprowadzeniu teoretycznym, całą sobotę i niedzielę spędziliśmy na łące i nad jeziorem ucząc się, od czego zacząć pracę z psem i jak budować trudność poszczególnych zadań. Najpierw było omówienie każdego ćwiczenia, następnie pokazanie jego wykonania na doświadczonym psie i w końcu indywidualne wejścia z psami-żółtodziobami, zakończone omówieniem danego „występu” i udzieleniem cennych wskazówek. Z każdą minutą i każdym ćwiczeniem, co raz bardziej otwierały nam się oczy i buzia: WOW, a więc tu o to chodzi! Pojęcia: marking, czy ślepy dummy przestawały być dla nas obce i niezrozumiałe. Każde omówienie, dlaczego z dummikami robimy tak, a nie inaczej, sprawiało, że wszystko zaczynało układać się w bardzo logiczną całość. Wszystko, o czym opowiadali Grzegorz z Ireną, stawało się absolutnie jasne i nie wymagało poznawania żadnego skomplikowanego regulaminu. Co chwila łapaliśmy się na tym, że coś, na co zwracano nam uwagę, było logiczne i absolutnie niezbędne – jak przy pracy myśliwego w terenie.

Jeśli chodzi o nasze psy, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to fakt, że one CHCIAŁY to ROBIĆ. Do niczego nie trzeba było ich przekonywać, czy zachęcać do biegu po aport. Chciały to robić i tyle.

Weezy pracował pozytywnie nakręcony i pokazywał to, czego w obi często nie udaje nam się często pokazać – super tempo i dużą chęć do roboty. Bardzo dużo będziemy musieli pracować nad jego reakcją na strzały, ponieważ gaszą go one zupełnie i sprawiają, że ma ochotę jak najszybciej się oddalić. Wiedzieliśmy, że Weezy ma to schrzanione, wiemy jak nad tym pracować. Pewnie byłoby łatwiej, gdybyśmy wiedzieli, jaka jest tego przyczyna. W pierwszym roku życia Rudego huki, strzały i fajerwerki nie robiły na nim żadnego wrażenia, a problem po prostu się pojawił (albo przynajmniej my nie wyłapaliśmy odpowiedniego momentu). Pewien holenderski hodowca tollerów powiedział nam jakiś czas temu, że problem ten idzie w linii Shaggy Toller’s, ale kto tam wie, jaka jest prawda.

W przypadku Spock’a dużo pracy będziemy wkładać w opanowanie emocji, bo młody jest nerwusem i ma tendencję do piszczenia i screamowania. Ćwiczenia z nim to przede wszystkim nauka samokontroli oraz cierpliwego i spokojnego czekania na swoją kolej. W samej robocie Junior jest na szczęście cichy i skupiony. Ma fajny marking i zapamiętywanie, ładnie pracuje nosem przy wyszukiwaniu. Przy strzałach namierza aport i jest gotowy się po niego udać. Sporo pracy przed nami, jednak myślę, że coś fajnego może z tego wyniknąć.

Czas minął bardzo szybko. Dwa dni spędzone w retrieverowym gronie, to nie tylko wiele godzin w super towarzystwie, ale (co dla mnie najcenniejsze) oglądanie retrieverów w swoim żywiole. Z psa pozornie takiego samego, jak każdy inny burek, wyłaził retriever i był to super widok. Lubię, gdy praca sprawia ogromną przyjemność zarówno mi, jaki i psu, dlatego na pewno będziemy próbować rozwijać się również w tym kierunku. Przed nami dużo pracy i poznawania kolejnych tajników dummy. Jesteśmy na absolutnym początku naszej nowej przygody, jednak chyba załapaliśmy bakcyla i zobaczymy, gdzie nas to doprowadzi.

Zdjęcie: Olek Urbański

Post a Comment