Jesień w lesie

Jesień w pełni. Poranki ciemne i mgliste, wieczory zimne i wietrzne. Lato definitywnie się skończyło (szkoda!), czas przestawić się na inny tryb życia. Dzień robi się co raz krótszy, więc tuż po pracy trzeba szybko biec do domu, żeby skorzystać z ostatnich promieni słońca i wyjść na dłuższy spacer. Później mam już tylko ochotę zaszyć się w domu pod kocem i spać.
Jedyną okazją na dłuższe wypady stają się weekendy. Sezon grzybiarski w pełni, wyruszamy więc w las – do naszej ulubionej Puszczy Noteckiej. Tu może słów parę o zachowaniu psa w lesie, czyli garść obserwacji i porównań – rude (Weezy) kontra czarne (Saba i Bentyley).
Każdy z naszych psów jest w lesie w swoim żywiole, każdy podąża za nosem i tropami, każdy wyczuwa w lesie zwierzynę i daje się porwać instynktom myśliwskim. Czarne ganiają za zapachami w sposób całkowicie obsesyjny. Potrafią wyrwać z jednej strony i wrócić po paru minutach biegnąc ze strony przeciwnej. Znikają błyskawicznie, a ich odwołanie jest naprawdę ciężkie. Czarne eksplorują las na swój sposób, zataczając wokół nas okręgi, bez zbędnego sprawdzania, czy idziemy za nimi. Rudy, dla odmiany, jest dużo bardziej kontaktowy. Sprawdza, czy idziemy, trzyma się człowieka, przybiega robiąc tzw. „check in” (za co często wpadnie chrupka lub jakiś kawał kiełbasy). Gdy oddali się zanadto, zwykle chowamy się za drzewem i czekamy aż do nas przybiegnie. Rudy również czuje zwierzynę i jeśli ta jest blisko, lub jeśli przebiegnie w zasięgu wzroku, szaleje jak opętany. Ciężko go wtedy przywołać do porządku – nawet kiełbasa przy nosie stanowi zbyt słaby bodziec. Na takie wypadki powinniśmy byli przeszkolić psa na gwizdek alarmowy. Oczywiście z czystego lenistwa jeszcze tego nie zrobiliśmy (ochrzantus jak najsłuszniej się należy), chociaż gwizdek mamy kupiony. Na szczęście mamy tu jednak tajną broń, która jest skuteczna w stu procentach i zawsze odwołuje psa z każdego pościgu w lesie. Tajna broń to źdźbło trawy i gwizdanie na nim. Chwyta się źdźbło między kciukami i dmucha w nie wydając przy tym charakterystyczne dźwięki. Nie wiem, czy wiecie co mam na myśli i o jaki dźwięk chodzi. Niezwykle ciężko mi to opisać słowami. Ważne, że na dźwięk owego gwizdanego źdźbła, czy jakkolwiek to nazwać, Rudy robi nawrót w miejscu i przybiega, pędząc jak strzała. Sposób odkryty przypadkiem, jednak w stu procentach skuteczny. Ale swoją drogą nad gwizdkiem alarmowym też będzie trzeba popracować. W końcu zimą o trawę trudno.

Aha, i jeszcze jedno – wiem, że pies w lesie powinien chodzić na smyczy, ale wybaczcie – nie mam serca…

Post a Comment