Pierwsza wizyta nad morzem
Jednodniowy wyjazd nad morze był doskonałą okazją do kolejnej socjalizacji psa ze światem zewnętrznym. Zostawienie Weezy’ego samego w domu na cały dzień odpadało zupełnie, dlatego spakowaliśmy psa i siebie i ruszyliśmy na podbój Dziwnowa.
Czas na plaży to oczywiście leżenie w chłodnym piasku w cieniu parasola plażowego, umilony obgryzaniem parawanu, kopaniem dołów i zabawą najprostszą zabawką świata – plastikową butelką po wodzie mineralnej. Odnośnie wody – nadal nie lubimy się kąpać, ale to minie…
Popołudnie spędziliśmy na deptaku. Mając na uwadze mimo wszystko kwarantannę wzięliśmy psa na ręce (ciężki, klocek jeden!) i ruszyliśmy w miasto. Świat zewnętrzny nie wydawał się robić na psie jakieś wrażanie. Chyba bardziej skupiony był na chrupkach, które on nas co jakiś czas dostawał. Tradycyjnie wszystkie dzieci (które uwielbia) i psy (głównie yorki, jak to na wczasach) musiały być jego.