Warsztaty dummy – jesień 2014

Za nami kolejne warsztaty dummy z Grzegorzem Dudą. Kolejny (tym razem bardzo zzzimny) weekend spędzony w retrieverowym gronie nad retrieverowymi sprawami. Pewnie pisałam to już kilka razy, ale powtórzę jeszcze raz – UWIELBIAM obserwować retrievery w pracy, do której zostały stworzone. Jest to dla mnie coś absolutnie fascynującego i pociągającego, dlatego mogłabym tu długo wypisywać same ochy i achy, również w kierunku Weezy’ego.

Księciunio lubi dummisie i nie trzeba go zachęcać do aportowania. Robi to z wielką chęcią i w pełnym pędzie, tak innym (lepszym!) niż bieg do koziołka w obi. Jestem bardzo ciekawa, jak Rudy będzie sobie radzić za jakiś czas na większym poziomie zaawansowania. Póki co, musimy udoskonalić pracę przy nodze, w tym szybkie zwroty pod różnymi kątami. Docelowo chciałabym nie musieć myśleć o pozycji psa przy nodze, nie patrzeć na niego, wiedząc, że on na pewno tam jest i stale za mną podąża, przyjmując właściwą pozycję. Jako że mam kiepską orientację w terenie, jest to dla mnie wręcz konieczne. Muszę móc przestać myśleć przez sekundę o psie, aby skupić się wyłącznie na obserwacji otoczenia i zapamiętaniu miejsca upadku dummika. Kolejne zadania, to wypracowanie zatrzymania na gwizdek oraz wyszukiwanie z podłożeniem pod tę czynność gwizdka. Nad tymi elementami chciałabym się skupić przez okres jesienno-zimowy.

Warsztaty dały mi też światełko w tunelu, jeśli chodzi o Wizzardową reakcję na strzały. Grzegorz postawił na bezpośrednie połączenie faktu wystrzału z wyrzutem dummy i błyskawicznym aportem, co dało piękny efekt. Zaczęłam więc wierzyć, że problem ten jesteśmy w stanie przepracować, trzeba tylko kupić „pukawkę” i wykorzystać naszą „tajną broń” w postaci włochatego dummika. Jest nadzieja, będziemy działać!

Również Spock bardzo dzielnie sobie poradził ze stawianymi mu zadaniami. Oczywiście w dalszym ciągu pracować musimy nad chodzeniem przy nodze oraz lepszą samokontrolą i sztuką cennej cierpliwości. Konsekwentnie tępimy jakiekolwiek piszczenie w pracy i uczymy cierpliwego siedzenia w oczekiwaniu na swoją kolej. Junior nie ma najmniejszych problemów ze strzałami, które wręcz jeszcze bardziej go pobudzają, dlatego na ten element przyjdzie jeszcze czas.

Chociaż trudno mi być obiektywną w ocenie pracy naszych psów, jestem z nich naprawdę bardzo zadowolona. Widać, że sprawia im to frajdę, że jakimś cudem rozumieją i błyskawicznie łapią o co w tym wszystkim chodzi. Tym przyjemniej pracuje mi się z psiurami i je obserwuje. Cud, miód i orzeszki! 😀

Post a Comment