Zawody obedience – Lubieszyn k. Szczecina

W sobotę 29 marca wzięliśmy udział w zawodach obedience w Szczecnie, gdzie zadebiutowaliśmy w klasie 1. Cele wyjazdu były dwa. Pierwszy to zdobycie co najmniej oceny dobrej, która pozwoli nam na wzięcie udziału w Joop de Reus Memorial Cup w Holandii. Drugi to sprawdzenie się w atmosferze zawodów, stresu i braku nagród, zweryfikowanie naszych umiejętności i tego, co jeszcze jest do zrobienia. Oba założenia udało się osiągnąć z nawiązką! Wymarzona ocena osiągnięta, cenne doświadczenie zdobyte, dawka wiedzy przyswojona – żyć, nie umierać 🙂

Czy było to nasze wystąpienie życia? Z całą pewnością nie. Od samego przyjazdu do Szczecina, pies był bardzo rozproszony i kipiący energią. Bardzo ciężko było mi go skupić na sobie i podstawowych ćwiczeniach. Porażka totalna, która tylko podniosła mi ciśnienie i poziom stresu. Przeszliśmy się więc po terenie, coś tam porobiliśmy i schowaliśmy psa do samochodu w oczekiwaniu na start. Po godzinie 10.00,  obowiązkowej odprawie i losowaniu numerów, przystąpiliśmy do ćwiczenia zostawania w grupie. Tu nie podobało mi się już samo wejście na ring, gdzie Weezy niezwykle zainteresowany był owczarkiem przed nami. Weszliśmy, stanęliśmy we właściwym miejscu. Komenda waruj (znów krzywe leżenie – wciąż do poprawki) i zostawanie rozpoczęte. Zwykle tego ćwiczenia jestem najbardziej pewna. Rudy nie ma w zwyczaju przewalania się na bok, raczej też nie usiądzie i nie odejdzie. Stojąc w ukryciu zastanawiałam się tylko, czy nie zacznie zbyt dużo wąchać, bo faktycznie ma to w zwyczaju. Uff, udało się, zaliczone. Został, chociaż siad z leżenia kwalifikuje się do korekty (zbyt wolny i trochę na raty).

Na pozostałe ćwiczenia wchodziliśmy jako drudzy. Znów brak skupienia, a szkoda, bo Weezy potrafi się naprawdę ładnie koncentrować. Tym razem przez cały występ przeważało totalne rozproszenie. Pies owszem, wykonywał wszystkie ćwiczenia, pracował, ale myślami był daleko ode mnie, gdzieś tam za ringiem. Trudno mi powiedzieć, co to dokładnie było. Ważne, że mózg był nieobecny. Rzutowało nam to na wszystkie ćwiczenia od chodzenia przy nodze (zresztą nieco innym niż opisane w schemacie – dostaliśmy bonusowe dwa zwroty w lewo na szybkim tempie), po pozycje w marszu i przywołanie. Porażką okazał się oczywiście przeklęty kwadrat. Po wydaniu przedkomendy i rozpoczęciu ćwiczenia, Weezy spojrzał w lewą stronę, którą wytrwale namierzał od początku przebiegu. Na komendę pobiegł w stronę kwadratu i (jak to ma niestety w zwyczaju) stanął przed prawym, przednim pachołkiem. O ile na treningach zdarza mu się to robić, stojąc całkowicie za taśmą, o tyle tym razem zatrzymał się uroczo częściowo w i częściowo za kwadratem, z linią dokładnie pod sobą. Na powtórzoną komendę, wyszedł z kwadratu i zaczął węszyć. Porażka kwadratu do kwadratu. Tak, to ćwiczenie jest naszą kulą u nogi i dużo nie brakuje, żebym nie spała przez nie po nocach. Dobrze, że mimo braku koncentracji w ogóle pobiegł we właściwym kierunku i dobiegł do kwadratowego ustrojstwa. Chociaż to! Mamy 1.5 miesiąca na wprowadzenie totalnego planu naprawczego. Nie ma innego wyjścia.

Całość, w mojej ocenie, była jako taka. W ocenie sędziego wypadło to dużo łagodniej, dzięki czemu pomimo wielkiego zera za kwadrat zdobyliśmy 231/280 pkt i ocenę doskonałą. W sumie zajęliśmy trzecie miejsce na cztery startujące psy.

Gdy dziś analizuję nasz występ, najbardziej nurtuje mnie pytanie, jak dobrze przygotować psa do zawodów. Wciąż szukam idealnej metody na optymalną koncentrację i poziom energii. Stąd Wniosek 1. – do przetestowania. Dzień przed zawodami maksymalnie wybiegać psa. W dzień imprezy dokonać aktu krótkiego wypiłeczkowania lub wybiegania luzem na łące, napoić i schować do samochodu. Zobaczymy, czy ta metoda zadziała.

Wniosek 2. Zaplanować dokładnie, krok po kroku, co chce się przećwiczyć przed rozpoczęciem startu, wraz z kalkulacją, ile czasu potrzeba na zapoznanie się z terenem i samą rozgrzewkę.

Wniosek 3. Ćwiczyć wchodzenie na ring w postaci chodzenia przy obcych psach.

Wniosek 4. Dużo, bardzo dużo ćwiczyć łańcuchy w miejscach nowych i w rozproszeniach.

Wniosek 5. Zapomnieć o zapoznawaniu się ze schematem chodzenia. Ćwiczyć wszystkie możliwe warianty o różnej długości i różnym czasie trwania, niezależnie od tego, co przewiduje regulamin danej klasy.

Wniosek 6. Przystanek tramwajowy i slalom między ludźmi naszym drugim domem. Szkoda tracić punkty za takie głupotki. Psie mój ty drogi: na chodzeniu mija się czasem ludzi i już – nie warto na nich zerkać.

Kolejne zawody za ok. 1,5 miesiąca. Czasu niby dużo, a jakby mało. Zdecydowanie raczej mało. Dziś więc biorę dużą kartkę i długopis i rozpisuję plan działań na bieżący tydzień. Już się przekonałam, że trening na żywioł, bez dokładnego rozkładu, zupełnie się u mnie nie sprawdza. Musi być rzeczowo i zorganizowanie 🙂

Zdjęcia: Hanna Krzywobłocka

Zawody obedience w Szczecinie

Comments: 1

  • Wookie

    31 marca, 2014

    Oj tam, doskonała jest i jeszcze narzeka 😛 Niech żyje Rzeczowość! ;P

Post a Comment