Psia szkoła
Kurs podstawowego posłuszeństwa zbliża się niestety ku nieuchronnemu zakończeniu. Przed nami ostatni zjazd weekendowy, który zakończy się egzaminem wewnętrznym (aaaaa, aż strach się bać). Z pewnością nie będzie to koniec naszej przygody szkoleniowej. Nad wieloma rzeczami musimy jeszcze popracować, a że chcemy podejść do egzaminu w Związku Kynologicznym, musimy być solidnie wyszkoleni i przygotowani. Na pewno jeszcze nie raz pojawimy się na zajęciach doszkalających. Praca z psem sprawia nam niesamowitą przyjemność, choć nasza cierpliwość nie raz wystawiona jest na ciężką próbę. Skupienie nie zawsze jest takie jak być powinno, ćwiczenia nie zawsze wykonywane są z oczekiwaną przez nas szybkością i precyzją. Choć chciałoby się od razu wszystko i od razu najlepiej, trzeba co chwila przypominać sobie, że nie od razu Rzym zbudowano. Pies to przecież żywa istota, która ma dni lepsze i gorsze, a przede wszystkim swój psi rozum, którym kombinuje jak tu dostać nagrodę nie wysilając się zbytnio i (zapewne w jego mniemaniu) bezsensownie. Siadać, leżeć, siadać, stać… po co to komu? 😉 Do tego samo szkolenie to sinusoida – raz jest lepiej, raz gorzej. Raz pękamy z dumy, innym razem musimy wziąć głęboki oddech na uspokojenie nerwów i wrócić do podstaw.
Na pewno zatęsknimy do naszych weekendowych zjazdów, do spotkań z psiarzami i ich podopiecznymi. Mi osobiście najbardziej będzie brakować możliwości obserwowania samych psów – ich niekończących się zabaw z tą szczerą, psią radością na pychu i życiem na całego – tu i teraz.