Jak toller (nie) aportował bażanta
Wszystko zaczęło się od telefonu w poniedziałkowy poranek, kiedy to w słuchawce usłyszałam: „Cześć, mam dla ciebie bażanta. Do odbioru dziś wieczorem”. Szybka kotłowanina myśli i jeszcze szybsza decyzja: „Super! Tak, oczywiście, że biorę”.
Tym sposobem w poniedziałkowy wieczór staliśmy się właścicielami bażanta sztuk jeden, ustrzelonego na polowaniu w Spale. Nie było możliwości, żeby nie przetestować popędów myśliwskich naszego psa, zwłaszcza, że wiedzieliśmy, że w pierwszych tygodniach życia, w hodowli, poznał smak i zapach gołębich skrzydeł.
We wtorek ochoczo wyruszyliśmy na odludzie, żeby zobaczyć, czy Rudy będzie chciał ptactwo nosić. Początki były trudne. Czkawką odbijało się tępienie przez nas zbierania piór gołębi w okresie szczenięcym (ech, gdyby tak móc cofnąć czas). Weezy obchodził ptaka szerokim łukiem i ostrożnie wąchał. Tu przydało się to, na co w przypadku naszego psa zawsze można liczyć – łakomstwo. Przy pomocy kiełbasy w parę minut zaczął dotykać bażanta, następnie delikatnie chwytać go w paszczę. Czasu było mało, więc szybko zwiększaliśmy poziom trudności. W końcu udało się – z wyrazem obrzydzenia na pysku, Rudy wziął ptactwo w szczękę i przyniósł. I tak parę razy, z coraz większej odległości.
Nie będziemy ściemniać i i udawać, że było inaczej – pasji w tym nie było. Być może instynkty nie są w nim aż tak rozwinięte. Na pewno zdecydowanie za dużo wymagaliśmy jak na pierwszy raz i to od razu ze zwierzęciem takiego kalibru. Wszystko to odbyło się na szybko, całkowicie nieprofesjonalnie i bez odpowiedniego przygotowania. Jesteśmy tego świadomi. Taka okazja mogła się już jednak nigdy nie powtórzyć, więc skorzystaliśmy z niej ochoczo i przyznam szczerze – podobało nam się! Jedną z przyczyn, dla których lubimy retrievery to fakt, że z założenia są to psy myśliwskie, pracujące. Fajnie byłoby umożliwić Rudemu popracowanie w środowisku i robocie, do której został stworzony. Tak profesjonalnie, z odpowiednim trenerem i przygotowaniem. No nic – trzeba się rozejrzeć za odpowiednim obozem szkoleniowym.
maly_mis
A czy Krzysiek potem bażanta jak należy oskubał i ugotował? 🙂
Gie
No rosołku z niego nie było 😉