Zawody obedience we Wrocławiu 2017

Pucharowe zawody obedience we Wrocławiu

Po ostatnich, niezbyt udanych, zawodach obedience w Grębiszewie, zweryfikowałam nasze podejście do kolejnych treningów. Wiedząc, że psy mają w miarę dobrze opanowane poszczególne ćwiczenia, uznaliśmy, że w krótkim czasie, jaki pozostał do kolejnego startu, nic nowego nie wypracujemy. Palącym problemem okazał się brak połączenia obi-puzzli w spójną całość i temu postanowiliśmy poświęcić kolejne dni.

Czasu na treningi nie zostało dużo. Druga połowa marca upłynęła nam na dwóch wydłużonych weekendach i dummisiowo-tollingowych seminariach (dwa razy po cztery dni). Gdy do tego dodaliśmy czas potrzebny na regenerację i odpoczynek, okazało się, że pozostało nam raptem kilka dni na zrobienie czegokolwiek. Postawiliśmy więc na przebiegi w nowych miejscach. Wraz z nimi przyszedł etap kolejnych załamań. Znów popsuł się kwadrat, zmiany pozycji na odległość kulały lub nie było ich wcale, psy się rozpraszały, brakowało motywacji, gdy po kolejnym ćwiczeniu wciąż nie było nagrody.

Do Wrocławia wyruszyłam w nastroju umiarkowanie optymistycznym, z tradycyjnym nastawieniem „oddania dwóch równych skoków”. Tuż przed startem postanowiłam powtórzyć „rytuał” stosowany przez ostatnie dni na przebiegach. Weezy – czekające pudełko z kiełbasą, chwila skupienia na podstawowe ogarnięcie mózgu i wejście na ring. Spock – tylko chwila zabawy, udawane schowanie piłki do kieszeni i rozpoczęcie startu. Trudno powiedzieć, czy to ciśnięte ostatnio przebiegi, czy też zmiana środka ciężkości treningów z obi na dummy, czy może rozbawienie przed startem (Spock) lub pokazanie czekającego żarciuszka (Weezy) sprawiły, że starty psiurów na zawodach we Wrocławiu zaliczam do bardzo udanych.

Startujący po raz n-ty w klasie 2 Weezy zdobył 228,5/320 pkt, co dało nam ocenę bardzo dobrą oraz lokatę 5/13. Był to jeden z fajniejszych startów pod kątem motywacji. Weezy pracował do końca. Nie musiałam walczyć o uwagę, skupienie, dzięki czemu ostatnie tego dnia ćwiczenie (kiedyś największy pewniak, a ostatnio jeden z najsłabszych elementów) – chodzenie przy nodze, ocenione zostało na 8,5 pkt. Nie obyło się oczywiście bez weezusiowych głupotek, którymi mnie zawsze zaskakuje w najmniej oczekiwanym momencie. W zmianach pozycji na odległość przy pierwszej komendzie: „stój”, Weezy ubzdurał sobie, że jest zwalniany do nagrody z tyłu. Obrócił się o dobre 90 stopni w tył i kolejne zamiany pozycji wykonywał przekręcając się z powrotem w moim kierunku. Na patykach od razu podbiegł i podjął właściwego, po czym uznał, że przyszło mu to zbyt łatwo, że przecież trzeba najpierw powąchać, powydziwiać, na koniec podgryzać, wypluć pod nogami, po czym znów podjąć patyka. Na aporcie metalu przez przeszkodę, głupek podsuwał się, tak jakby się nie mógł doczekać skoku, chociaż metalu nie lubi przecież okrutnie. Takie właśnie głupotki kosztowały nas stratę wielu punktów, jednak nie to było dla mnie najważniejsze. Tego dnia zaliczyliśmy bowiem nasz pierwszy przebieg bez zer, na fajnej motywacji, z pierwszą oceną bardzo dobrą! To postęp, który daje mi pozytywnego kopa do dalszej pracy z Weezym.


Jeszcze większą radość i niespodziankę sprawił mi start Spocka. Już po pierwszym ćwiczeniu (skok przez przeszkodę), w którym solidnie wbił mi się w nogi na przywołaniu, wiedziałam, że Gruby ma dobry nastrój. Motywacja nie opuściła go do samego końca, dzięki czemu zdobyliśmy 284 punkty, ocenę doskonałą oraz pierwsze miejsce na podium! To dopiero była niespodzianka – lokata pierwsza w tak dużej stawce! Błędów do poprawki jest oczywiście masa (wbijanie się w nogi, luźny chwyt aportu, węszenie i kroczki w ćwiczeniach, gdy jestem odwrócona plecami). Cieszę się jednak, że mogę już zapomnieć o jedynkowych treningach i skupić się na ćwiczeniach dwójkowych. Te mamy niestety jeszcze rozgrzebane i trochę czasu minie, zanim poskładamy je w elegancką całość. Na ten moment kolejny cel to zawody treningowe w czerwcu oraz oficjalne w październiku.

 

Post a Comment