Dogtrekking, czyli marsz na orientację z psem, w Lubniewicach

Dogtrekking Lubniewice 2013

Uwielbiamy dawne województwo gorzowskie. Naszym nieskromnym zdaniem to jeden z piękniejszych zakątków Polski, więc oczywistym było, że na hasło: „dogtrekking Lubniewice” na pewno się pojawimy.

Dogtrekking Lubniewice

Po wielu perturbacjach związanych z nagłą awarią samochodu i kombinowaniem na gwałt auta zastępczego, udało nam się dotrzeć do Lubniewic z 20 minutowym opóźnieniem. Były chwile zwątpienia, czy w ogóle uda się nam wystartować.

Dojeżdżając na miejsce startu, mijaliśmy po drodze grupki psiarzy na czele z Czarkiem, który wyrwał już daleko do przodu. „No pięknie” – pomyśleliśmy – „W takim razie po prostu sobie przejdziemy, bo przecież nie ma co liczyć na dobry wynik”.

Na miejscu okazało się, że organizatorzy czekali na spóźnialskich. Dostaliśmy mapę, szybko przerysowaliśmy punkty i nie myśląc o żadnej strategii, od razu ruszyliśmy w trasę. Jako że byliśmy jedyną drużyną oficjalnie zgłoszoną w kategorii MID rodzinna, „zwycięstwo” mieliśmy właściwie w kieszeni. Mimo tego postanowiliśmy w możliwie najlepszym czasie znaleźć wszystkie punkty, a duch rywalizacji sprawił, że w głowach wykiełkował niecny plan: przegonić choć jednego zawodnika na trasie MID.

Trasa dobra dla początkujących

Trasa była naprawdę łatwa, więc każdy nowy adept dogtrekkingu mógł sprawdzić swoje siły i załapać bakcyla. Punkty kontrolne ułożone były w bardzo charakterystycznych miejscach i moim zdaniem, nie sposób było się zgubić. Mniej wprawni dogtrekkingowcy poruszać mogli się wyznaczonymi szlakami, bardziej wprawieni – skracać drogę przez las.

Dogtrekking Lubniewice - mapa

Prosto z OW „Laguna” ruszyliśmy drogą prosto na PK1, PK2 i PK3. Część trasy, napędzani adrenaliną, postanowiliśmy przebiec. Sił starczyło mniej więcej do punktu PK3, tym bardziej, że postanowiliśmy stamtąd skrócić drogę przez las w kierunku PK8. Oznaczało to wspinaczkę pod strome wzgórze porośnięte bukami. Przez chwilę poczuliśmy się jak na górskim szlaku. Chcieliśmy góry jesienią, no to mieliśmy. Miłe wspomnienie sierpniowych Karkonoszy, tylko zadyszka ciut większa.

Wspinając się na południe, dotarliśmy do drogi, która zawiodła nas prosto do PK8, skąd prosty odcinek prowadził do PK9. Gdybyśmy mogli, to byśmy pobiegli, ale kondycja wciąż nie ta. Po przebiegnięciu części trasy, postanowiliśmy wrócić do szybkiego marszu. Z PK9 szlakiem czerwonym kierujemy się do PK4, który znajdował się w miejscu dawnego młyna. Trasa trochę podmokła, trochę bagnista i strasznie mroczna, niczym Mroczna Puszcza w Hobbicie.

Po spisaniu kodu z PK4 pognaliśmy wzdłuż jeziora niebieskim szlakiem do PK5 umiejscowionego przy uroczym domku na jeziorze. Spotykamy tam Czarka, który robił trasę w przeciwnym kierunku. Jednocześnie dotyka nas pierwszy kryzys – oj zjadłoby się jakiegoś batonika. Podejmujemy decyzję o skróceniu trasy i dotarciu na PK12 idąc na azymut, korzystając z przecinek leśnych, by jak najbardziej nadrobić stracony czas. Po drodze zastrzyk węglowodanów w postaci ulęgałek, które rosły przy PK12 i można pędzić dalej.

Dalej drogami, zupełnie bez szaleństw, zdobywamy PK11 położony przy sporym głazie znajdującym się na środku pola. Chwila odpoczynku i postanawiamy iść dalej polem wzdłuż linii lasu, co wydaje się nam najkrótszą drogą do PK6. Pole w stanie okropnym, nie tyle zaorane, co rozorane, więc idzie się ciężko. Byle do przodu. Docieramy do lasu, gdzie drogę przebiegają nam jelenie, dosłownie 3 metry przed nami. Dobrze, że Rudy był na smyczy, bo nie obyłoby się bez pogoni. Pies podekscytowany zapachami, my, widzianymi po raz pierwszy na własne oczy, dzikimi jeleniami.

Odnalezienie PK6 przysparza nam małych trudności. Uważnie kierujemy się kropką na mapie oznaczającą umiejscowienie punktu w środku lasu, tuż przy wąwozie. Przeszukiwanie jednej z bocznych ścieżek nie przynosi rezultatu. Coś nam nie pasuje – skoro wszystkie punkty były do tej pory położone w miejscach tak łatwych do odnalezienia, niemożliwe, by ten jeden był tak dobrze zakamuflowany. Idziemy dalej. Po kilkuset metrach trafiamy na parking leśny, a tam czeka PK6 z żółtym pisakiem. Okazuje się, że punkt był źle naniesiony na mapę przez organizatorów – zdarza się.

Tu dopada nas drugi kryzys. W nogach ponad 20 kilometrów, a zapasy energii zaczynają się poważnie wyczerpywać. Zdobycie PK7 wymaga przejścia asfaltem, co mocno daje się we znaki zmęczonym już nogom. Rzut oka na mapę i szybka decyzja skrócenia trasy dróżką idącą wzdłuż ogródków działkowych. Przegapiamy jednak skręt w prawo, więc nurkujemy w chaszcze, łapiąc po drodze wszystkie możliwe nasiona traw i chwastów, potykając się o płożące się miejscami jeżyny. Docieramy do ścieżki i na energetycznej rezerwie spisujemy kod z PK7. To ostatni punkt na trasie.

Czas na powrót do „Laguny”. Droga wlecze się w nieskończoność i wydaje się nie mieć końca. To naprawdę tak daleko się jechało? Na ostatniej prostej zastanawiamy się, czy ktoś jeszcze czeka na mecie, czy może już wszyscy spakowani i gotowi do odjazdu. I oto niespodzianka – nie dość, że nie jesteśmy ostatni, to chyba nawet czwarci wśród wszystkich uczestników trasy MID. To miła i zaskakująca wiadomość.

Trasa dogtrekkingu wyniosła około 26 kilometrów, czas 5.20. Nie jest źle. Zmieniamy ubrania i idziemy posilić się grochówką i pysznym ciastem. My zmęczeni i bardzo zadowoleni. Rudy trochę poleguje, ale po oczach widać, że z sił całkowicie nie opadł.

Reasumując: trasa prosta i przyjemna. Okolice bajeczne – jezioro, pagórki, mało ludzi i las z kolorowymi liśćmi na drzewach. Cudo! Oby więcej dogtrekkingów w Lubuskim!

Przeczytaj również relacje z pozostałych imprez na orientację z psem:

Dogtrekking Dziewicza Góra 2016 (woj. wielkopolskie)
Dogtrekking Pelplin 2013 (woj. pomorskie)
Dogtrekking Wąbrzeźno 2013 (woj. kujawsko-pomorskie)
Dogtrekking Kościan 2013 (woj. wielkopolskie)

Polecamy również nasze sprawdzone, długie trasy spacerowe:

Poznańskie jeziora: Kiekrz, Rusałka, Strzeszynek (woj. wielkopolskie)
Gorzowskie jeziora: Chłop, Lubie, Mrowinko (woj. lubuskie)

 

Comments: 10

  • 1 października, 2013

    No i pięknie! Z imprezy na imprezę tego biegu będzie więcej 🙂 trzeba tempa pilnować i można całość równo przebiec 🙂

    PS. Myślałem że lubuskie to to koło Lublina 😛

  • 1 października, 2013

    No tego się właśnie obawiamy 🙂 Nie tylko trzeba będzie nawigować, ale też biegać. Tym bardziej, że zachęcamy biegających znajomych (z tollerem!) do wzięcia udziału w dog trekkingu 😉

  • 1 października, 2013

    12min/km to już niezłe tempo 🙂 następny, razem trzymajcie 11min/km itd. 🙂 a gdzie jeszcze planujecie startować w tym roku?

  • 1 października, 2013

    Celowaliśmy w tempo poniżej 10min/km i przez dłuższy czas chyba się tego trzymaliśmy. W tym roku planujemy jeszcze Grudziądz, Kamień Krajeński, Mosina, Toruń, Stęszew i Gdynia. Część pewnie się pokrywa z OBI, część z wystawami, tragedia 🙁

  • 1 października, 2013

    No to cel dobry 🙂 ja robię tak 7 do 9min/km, zależy jak ciężko nawigacyjnie. Jest szansa, że się spotkamy w Grudziądzu, Kamieniu, Toruniu albo Gdyni 😉 Obi jestem w stanie pojąć ale wystawy? ;PP

Post a Comment